Czy konstruując jedną składną akcję w meczu można zwyciężyć 6-1?

Można!

Sztandarowym przykładem takiego qui pro quo był mecz AKP z Emeryturą.

Na początku drugiej odsłony Mario kopnął delikatną zawiesinę do stojącego z boku pola karnego Mogla, ten przysłowiową dynią posłał piłkę na czwarty metr przed bramką, gdzie do efektownego szczupaka złożył się Krycha. Jeden jedyny raz orkiestra AKP nie zafałszowała. Reszta meczu toczyła się pod hasłem "wszystko co najohydniejsze w podwórkowej kopaninie".

Popularni "Renciści" wpadli na zawody w pięć osób. Figla spłatała też pogoda, zmrażając do cna kostropaty plac. Największą popisówę odwalili jednak Akapianie, którzy zamiast konsekwentnie oszukiwać przeciwników precyzyjnymi podaniami, ciepali piłkę po autach i krzakach. Wyraźnie zdegustowany sędzia skrócił tą niepyszną gierkę o kilka ładnych minut.

Nic to.

To już się nie liczy.

Przed nami ostatni mecz.

Przez wielkie "M", wielkie E, Ce i Zet.

50 minut prawdy.

Opanujcie drżenie łydek. Uspokójcie oddech. Wytrzyjcie spocone dłonie. Jako jedyni w lidze w każdym meczu potrafimy napocząć bramkarza rywali. Umiemy zagrać porywająco i nieszablonowo. Nie musimy wygrać, by osiągnąć cel.

Mogłaby już być sobota.